"Dziś słowa umarły i język stał się podobny do cmentarza (...)". Zapisuję te słowa, by lepiej je zapamiętać. Zawsze tak robię; verba volant, scripta manet i tak dalej. Czuję dreszcze, rodzące się gdzieś wewnątrz mnie. Sprawiają, że jest mi zimno. Maj sprawia, że jest mi zimno. Czy kiedykolwiek będzie znowu ciepło? Czy będzie można odetchnąć w nocy od upału dnia, w słoneczne dni oddychać parnym powietrzem, niemal zastygłym w swojej gęstości? Przyszedł kolejny maj, który zaraz odejdzie i nic nie wydaje się takie samo. A może właśnie nie. Może nic się nie zmienia, albo zmiany te nadchodzą tak niepozornie, że nawet nie zauważamy jak odgryzają nam kawałki naszego życia, aby przeżuć je i wypluć. Czasami zatrzymuję się i patrzę w niebo. Co się w nim zmienia? Ma tylko określoną liczbę masek; każdego dnia decyduje, którą na siebie założyć, ale w rzeczywistości pozostaje niezmienne. W każdej sekundzie ludzkie istnienia gasną tak cichutko jak spadające gwiazdy. Więcej jest ludzi mart...