mój własny mały koniec
Poruszam nogą, w górę i w dół, jak ascetyczna, nakręcana figurka. Może jestem tylko nakręcaną figurką, nakręcaną na oddechy, pulsujące bicie serca, ambicje innych ludzi. Wciąż do przodu, wciąż dalej i dalej. Czasami wydaje mi się, że grawitacja zaczyna działać w bok. Ciągnie mnie do przodu, jakby bez mojej woli. Siedzę teraz na ławce w parku. Dzień jest raczej ciepły, świeci słońce; trochę letnio, trochę jesiennie. Szczeka pies, a w tym szczekaniu słychać życie. Sznur samochodów szumi gdzieś za moimi plecami. Trzy tygodnie temu słyszałabym jeszcze szum morza. Przeleciał samolot i to wszystko przypomina mi o życiu, tętniącym życiu. Tętniącym, lecz przemijającym. Tik-tak, tik-tak. Szumią liście, które jeszcze są na drzewach. Tik-tak. Staram się pamiętać, że to cudowne, że jeszcze mogę siedzieć na ławce i w spokoju oddychać, i rozmyślać o życiu. Lecz to wszystko ukazuje mi nieubłaganą prawdę, że za parę tygodni (dokładnie za dwa) znowu pochłonie mnie napływ akademickich obowiązków. Koch...