Purdah
Powinnam była cię kochać. Powinnam; ezoteryczna aż do kwasoty, ociekająca świętością niczym ofiarny baranek. Moje serce było ołtarzem, mirrą przyniesioną w darach dzieciątku. Nie chciało mnie; nagie i straszne patrzyło mi w oczy - utopiłam je. Czyż każda Maria musi mieć świętobliwy wyraz twarzy? Czyż nie powinnam była cię przekląć, splunąć za siebie i obrócić się na palcach; relevé, plié, passe - znam to na pamięć. I piruet fouette. Upadnij. Upadnij na kolana gdy gorycz wzbiera w moim sercu i znowu z głębi mnie wzywa mnie zew nicości. Sto lat młodej parze! To już trzy lata jak zostały mi tylko papierosy i mój wstyd niewypowiedzianych gestów. Zona, w której tkwię po kres każdego drgnienia. Jak wypełnia mnie szczelnie, hermetycznie niczym poćwiartowane kawałki zwierzęcych ciał. Czy myślisz o mnie gdy ją rżniesz? Przecież najpierw dotknąłeś mnie - Marylin Mongoł - pamiętam ten wieczór w burdelu. Zbrukana alkoholem w mojej różowej bieliźnie by...