Medytacje z penetraliów I

Zabił niebo. Swoją czarną krzywizną rozłupał na sześć części.
Teraz pogięta przestrzeń. Pocięte moje dłonie. Jeden ptak,

wielki akt ekshibicjonizmu. Wielkiego striptizu, bo jestem
wkurwiona całą sobą. Weź mnie całą, skoro wziąłeś mi już

tak wiele. I ten 

blaszany trzepot, ciągle rozbrzmiewający 
w mojej głowie, Pająka-Strachu, który powoli

czołgał się do mojego gardła, aby w końcu
wejść mi do głowy. Usiąść na sercu.

Z takim samym bólem i lękiem czeszą swe włosy
Mojry. Lunatyczka zakwita, maluje usta czerwienią.

Drzewa grożą niebu. Krzyczą, że powiodą mnie
w jakąś ciemną otchłań. Znam dno, mówię,

jest puszyste i gładkie jak dziewicze łono.
To nieubłagana i całkowicie bezskuteczna

zemsta. Wiem, że umrę. Sfrustrowane, głodne
dziecko, kwilące o trochę powietrza.

Należymy do jednego klubu - wilgoci.
Sierocej, absolutnej pustki. Cholernej

katastrofy mijających dni.

"Nic nie może być bardziej smutnego i bardziej bolesnego od położenia w świecie: samotny punkt w środku samotnego okręgu."

Henryk von Kelist.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gra w słowa

czego chcą

Wczorajszemu