Po dniach spłakanych
Skalpelem z rżniętej rosy rozdziewicz mnie raz jeszcze i krew dziewiczą zmieszaj ze swą śliną. Rozstawić nogi tylko po to, aby mówić, że jest bardzo ciemno, mokro w mojej macicy dojrzewa twój ból - może kiedyś go urodzę. Na razie rozwieram szczęki siłą tylko po to, aby gryźć i wyć, bo Słowa nie przychodzą. Monolit moich kości - zrób sobie z nich obrazek takiej mnie, jaką miałam być: tanią, świętą kurwą, bo wszystkie kurwy są trochę święte, a za mało się je czci. Bruk, bruk, bruk. Stuk, stuk , stuk o bruk. Senna śmierć zmęczona słodko kusi w lustrze. Czy trzeba umrzeć do przejścia? Krew gorąca stapia się w twych ustach. Słońce, już nigdy nie ujrzę gwiazd, one wszystkie tam na mnie czekają. Królowie już tasują karty, a ja jadę, sunę saniami wprost do twojego łona. Wypełnię twoją przyszłość, bo znowu każdy oddech jest podobny do słów, jak twój szept gorący na mych udach. Chcę ci dać miłość białą i okrutną; tchnieniem każdego słowa zapłacę za t...