To tylko świat



Równomierne tykanie zegarka. Opadanie w ciemność. Bez dna. A potem powoli unoszę się, wypływam na powierzchnię swej świadomości. Po co? To pytanie, które zadaje sobie co dnia. Po co znowu się obudziłam? Ponad sobą widzę sufit pomalowany na biało. Ponownie wsłuchuję się w dźwięk odmierzanego czasu. On upływa i nic nie mogę na to poradzić. Jak również na to, że z każdą sekundą staję się coraz starsza. Czas kradnie mi oddech i nawet gdy go wstrzymuję, to i tak on wygrywa.
Przeraża mnie niespodziewana śmierć. W ciągu tych paru miesięcy wpoiłam sobie przekonanie, że jestem Panią Śmierci, że to ja ustalam datę i miejsce, rodzaj i gwałtowność. To ja zdecyduję, kiedy po raz ostatni spojrzę na ten świat i to ja dopieszczę wszystkie szczegóły. Tymczasem, ostatnio zrozumiałam coś, co sprawiło, że zamarłam. Od tego czasu chodzę roztrzęsiona i z przestrachem patrzę w niebo. Pojęłam to, że równie dobrze koniec może przyjść niezależnie ode mnie. Więc patrzę w wirujące płatki śniegu i staram się wyczytać z nich przyszłość. Jaki będzie mój koniec? Czy przysypią moje młode ciało, przykryją je, a ja stanę się tak samo zimna? Czy skonam cała we krwi, której krople odcisną się na szybie czyjegoś samochodu? Rozmyślałam nad tym, gdy chodziłam ulicami pokrytymi zaspami i w umyśle miałam zdanie, które w średniowieczu umieszczano na nagrobkach: Będziecie, czym jesteśmy, byliśmy, kim jesteście. Więc to tyle? Pozostaną po mnie tylko kości, które kiedyś zamienią się w proch?
A może po prostu umrę we śnie, najzwyczajniej usnę i nigdy więcej się nie obudzę; tak jak tyle razy o tym marzyłam. Jednak, w głębi swego serca, wiedziałam, że ja chciałam żyć. I chcę. Tylko jak? Potrzebowałam ciągłych przeżyć, ciągłych emocji. Dlatego robiłam te wszystkie rzeczy, które zadziwiały innych – chciałam po prostu czuć, że żyję.
Nagłym szarpnięciem nerwów w mojej lewej ręce powróciłam do rzeczywistości. Poczułam w tym miejscu ciepło. To promień słońca przekradł się poprzez szczeliny między żaluzjami i odnalazł drogę do mojej skóry. Uśmiechnęłam się i postanowiłam, że tego dnia będę radosna.
Wstałam i podeszłam do okna. Zimno pomieszczenia porażało moją nagą skórę, ale po chwili przyzwyczaiłam się do temperatury. Spojrzałam przez szybę. Niebo było oślepiająco błękitne. Pomyślałam o tym, że będzie razić mnie w oczy, odbijając się od śniegu. Przyłożyłam rękę do szyby i czułam, jak ciepło snu wysącza się z mojego ciała. Chuchnęłam na szkło, by sprawdzić, czy wciąż mam w sobie oddech. Tylko przekonywałam się czy żyję.
Moje okno wychodziło na wschód. Słońce niedawno wstało, więc pewnie było po siódmej. Pod moim oknem szła jakaś staruszka. Szła powoli, ciągnąc za sobą wózek na zakupy i uważając, aby nie przewrócić się na oblodzonym chodniku. Obserwowałam ją, aż zniknęła z mojego pola widzenia. Pomyślałam o tym, jak musi wyglądać jej ciało; całe pomarszczone, z opadłymi piersiami, z których wyrwano jędrność i życie. Myśl, że ja też miałabym kiedyś tak wyglądać napawała mnie obrzydzeniem. Z drugiej strony, co z tego, że moje ciało byłe młode, a skóra napięta i miękka, kiedy nie miałam tego, co miała ta zgarbiona kobieta? Ona posiadała tę tajemną wiedzę, której poszukiwałam. Ona wiedziała jak żyć. Musiała wiedzieć, skoro przeżyła tyle lat. Co człowiekowi z jego młodości, gdy nie potrafi się nią cieszyć, bo nie chce mu się żyć? Nie, nie mów tak. Chce ci się żyć, ale po prostu tego wszystkiego nie rozumiesz. Nie dorosłaś to tego. Nie jesteś tak doświadczona, jak ta kobieta, która szła schylona pod całym bagażem doświadczeń. Boję się tylko, że nigdy tego nie pojmę. Że będzie coraz gorzej.
Odrywam od szyby dłoń, która jest teraz zimna. Przykładam ją do brzucha, aby się ogrzała i idę do łazienki. Biorę szybki prysznic i kieruję się do kuchni, w której już nikt na mnie nie czeka. Odpycham od siebie te myśli, bo czuję, że zaczynam wpadać w wąski, ciemny tunel rozpaczy.
W kuchni robię sobie kawę i siadam z nią na kanapie, aby włączyć serwis informacyjny. Nie obchodzi mnie, co dzieje się na świecie. Oglądam to tylko po to, aby przywołać szczątki dawnego życia, którego już nie mam.
Sięgam po paczkę cameli, leżących na stole i zapalam jednego. Zaciągam się dymem, rozkoszując się nim. Jeden papieros - jeden krok w stronę śmierci. Jeden oddech - jeden krok w stronę śmierci. Jedna sekunda - jeden krok w stronę śmierci. Dlaczego mówią, że palenie przyspiesza śmierć? Życie przyspiesza śmierć.
Gdy kończę palić, dopijam kawę i idę się przebrać. Przed lustrem zrzucam szlafrok i przyglądam się swemu ciału. Ponownie nachodzi mnie myśl, że kiedyś będzie pomarszczone i uwiędłe.
Długo wybieram bieliznę, którą dzisiaj założę. Schodząc po schodach, myślę o tym, że już nikt nie pyta się mnie, kiedy wrócę.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miłość w czasach rozpaczy

czego chcą

Requiem dla umarłej