Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2016

Teraz nie ma nic pomiędzy nami

Księżyc jest blady i straszny. Znowu chce mojej krwi - miesza mi sny a w tych snach widzę stosy książek palone przez nazistów. Wybrałam jedną z nich i był to Doktor Faustus, choć myślałam, że to Faust. Czerwona książka płonęła w moich rękach, gdy drzewa otoczyły mnie kręgiem i ułożyły się w krzyż. Nie były drabiną. Żywym można czuć się tylko na cmentarzu; tak bardzo chciałabym uwierzyć w słodycz bosych stóp całowanych przez węża. Lecz jestem zmęczona dotykaniem twoich ran, dualizmem świata i czasu. Nie potrzeba mi twoich naiwnych dogmatów, apokryfów. I jestem zmęczona umieraniem, każdą dziedziną życia, które obejmujesz. Katolicka Polsko. Wbijasz mi drzazgi pod paznokcie, kładziesz na czole ususzone serce gołębia, lecz nie łudź się, że coś powiem. Triumf? A gdzież tu zwycięstwo, na Boga? Wszyscy moi chtoniczni bogowie, umarli na bezdrożach, wypędzeni ogniem i krzyżem zdychali jak psy. Krew kapała z pyska Cerbera na świat. Jego potrójny język nie dotknie

Przeżyłam rozpacz zachodzącego słońca, przeżyłam nieporadność wschodów

Gdzie podziała się moja dawna, agresywna chciwość życia? Moja zachłanność na chwilę, mój entuzjazm i żądza wiedzy? To jak ból fantomowy, dławienie się powietrzem w przepełnionym metrze, gdy wiozą nas niby na rzeź - jedyna myśl, jaką mam w głowie, to uciec, uciec stamtąd jak najdalej. Wysiąść, zostać oswobodzoną. Nadal pragnę wiedzy, lecz czasami staję przed nią onieśmielona, przerażona ogromem nauki, którą muszę jeszcze posiąść i której tak usilnie pożądam. Czuję się wtedy bezradna. Nigdy nie przeczytam książek, które chcę przeczytać, nigdy nie zgłębię dokładnie tych wszystkich ciekawych pojęć i nigdy nie stanę się osobami, którymi chciałabym być, spróbować nimi być choć raz. Czasami zadziwia mnie moja obojętność na typowe kobiece "obowiązki", moje bezwarunkowe przekonanie o poświęceniu życia nauce i sztuce. Cóż jest ciekawego w byciu żoną, matką, kobietą, która rodzi i wychowuje przyszłe społeczeństwo? Czy rzeczywiście jestem tak egoistyczna, czy po prostu nie czuję, że mo

Niby biblioteka a świeci jak burdel

Mój boże, co za żart; tak gęsty i dławiący - mogę rozgryźć twój śmiech, aż do starannie ukrywanych pokładów smutku. Warczące, warczące żarówki pokojowe wgryzające się w oczy. Stal przymarza do języka na zimnie. W tym pokoju hotelowym gdzie każdy może, och może, przyjść i dostać swoje słowo niemal na własność rozbijam te wersy. Sestyna z hukiem ignoruje zasady harmonii. Heideggerowski byt wrzucony w nicość, Thomas Mann z dnia na dzień zmieniający obiekty swojej rozkoszy. Zapłać a dostaniesz bibliotekarskie kurwy w obcisłych sukienkach. Nie masz pojęcia o czym szepczą między regałami. Mężczyźni przychodzą tam tylko dla nich, dla tych miękkich rozłożystych piersi. Twój śmiech jest nie na miejscu. Uwierz mi, że nie znasz nawet połowy tajemnic tych sekretnych pokoi. Przybytek kultury z burdelem w piwnicach dla każdego stoi otworem. Hasłem jest Frau. Nein, nein, ich kann nicht . Mój biedny zagubiony synku, chodź, chodź do mnie, kochany, zobacz, że już nie trzeba

I tasted the malignity

Obrócę się i spłonę. Powrócę płomiennowłosa. Dobrze wiesz, że w tych ciemnych zakamarkach twojego umysłu jestem ja, z nogami pomiędzy księżycem a słońcem głową w drodze mlecznej, kolanem na Orionie. Opętałam gwiazdy. Robią to, co im każę. Moje usta są konstrukcją; były obiektem podziwu wielu architektów lecz żadnego konesera sztuki, żadnego poety. A ty, mój aryjski Orfeuszu, kochasz Rachelę - jak każdy. Byłeś na usługach przez siedem długich lat. A ja mam urodę bezpłodnej żydówki, która umarła zagazowana w hitlerowskich łaźniach. Herr Doktor, to ja - twoje dzieło; czysta i niewinna jak biała kamelia, biała orchidea z ogrodów Semiramidy. Moja nowa rola femme fatale, francuskiej aktoreczki pijącej szampana na Montmartre małej szczupłej żmijki, w której oczach odbija się płomień podpalający świat. Po jej boku prześlizguje się Kosmos. To ona czy ja? To ja czy ona? Ona, ona. Te wszystkie różowe serca spłoną na moim oddechu.