Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2016

Edge

Obraz
Sylvia Plath   The woman is perfected. Her dead Body wears the smile of accomplishment,    The illusion of a Greek necessity Flows in the scrolls of her toga,    Her bare Feet seem to be saying: We have come so far, it is over. Each dead child coiled, a white serpent,    One at each little Pitcher of milk, now empty.    She has folded Them back into her body as petals    Of a rose close when the garden Stiffens and odors bleed From the sweet, deep throats of the night flower. The moon has nothing to be sad about,    Staring from her hood of bone. She is used to this sort of thing. Her blacks crackle and drag.

Uzewnętrznienie

Obraz
Z moich zeszłorocznych zapisków (kompletnie zapomniałam, że o tym pisałam): 6 września 2015r.  "[Opisując książkę Sylvia Plath w Nowym Jorku i bohaterkę tej książki] Różnica między nami jest taka, że ona czuła się pisarką i publikowała swoje teksty. Mnie brak tej odwagi. Wiem, że dopóki sama nie zacznę o sobie myśleć jak o artystce, to nikt inny nawet nie będzie tak mnie postrzegał, lecz... Ciągle czuję, że to, co piszę jest za mało dobre, zbyt płytkie, nijakie. Muszę znaleźć oryginalność, chcę zaszokować, rzucić ludzi na kolana pierwszym słowem. A cóż mogą moje słowa? Z drugiej strony nie chcę spędzić życia jak Joseph Grand  z Dżumy , szlifując jedno zdanie przez całe życie. Więc co mogę zrobić? Gdzie szukać inspiracji, skoro ostatnio gdzie się nie obejrzę tam wszędzie nuda, wszędzie zwyczajność? Co prawda, dobry poeta ze wszystkiego potrafi wyciągnąć wspaniały wiersz. Może dlatego nie jestem poetką. Coś musi mnie przełamać na pół jak zapałkę, abym mogła się szybciej spalić

Zakrzepła sól na nagich wargach?

Jest 3.40. Świt. Nie mogłam spać i jeżdżę uśpionymi ulicami w tę i z powrotem. Miałam nadzieję, tak, miałam w istocie, że ten wahadłowy ruch uśpi mnie, wykołysze te arbitralne myśli. Jest 3.40. Świt. Ptaki swe pierwsze głosy oddają niebu, wszystko jest szare, jestem prawie ślepa, lecz noc już minęła, nie boję się ciemności, nie boję się krzyku ciem, nie boję się duchów Hotelu California. Miałam pić z Achmatową - nie za twoje zdrowie, ciebie przecież nie znam - lecz nie chciała dzisiaj przyjść, został mi tylko Chopin, a nokturny wcale tu nie pasują, lecz daj mi siebie Fryderyku, będę korzystać z okazji, nasyć mnie swymi dźwiękami, tej melancholii nigdy dość; to ona przecież wygoniła mnie na ulicę, by być bezdomną, by być martwą duszą, bo jestem czy mnie nie ma? A może ja jestem, ale mnie nie ma? Jestem księżniczką na ziarnku grochu, jestem Calineczką, jestem królewną, która żywiła się pokrzywami.  Zieleń Sadów mnie pochłania, ach pochłoń mnie, zieleni, pochłoń mnie, Żoliborzu. Daj m

Wszyscy lecz nie ty

Nie oszukuj innych nie oszukuj siebie Ty, która wyrosłaś z tych artystycznych okolic (czym były czym się stały teraz) nie kłam Fałsz zawsze był twoim imieniem (jednym z wielu) zawsze udawałaś byłaś tyloma osobami masz tysiące imion ale nigdy nie chciałaś własnego to starorosyjska nazwa nazwa jedynie oznacza szczęście czy byłaś szczęśliwa? tyle razy szłaś i zawracałaś zatrzymywałaś się odwracałaś odchodziłaś i wracałaś zawsze wracałaś może był sens w tych powrotach ale ta ambiwalencja jest nie do zniesienia daj sobie spokój najzwyczajniej odpuść przecież wiesz i tak wiesz czyż twoje imię nie mówi że w życiu kierujesz się rozsądkiem? rozsądek a czym on jest nigdy tego nie miałaś zawsze popełniasz błędy dwa razy nie wiesz kim jesteś jesteś wszystkim tylko nie sobą twoje Wielkie Oszustwo kłam kłam dobrze wiesz że kłamiesz oszalała Medeo, utopiona Ofelio samobójczyni (i znowu określasz się przez inne) Medea, Ofelia, Sylvia, Anna, księżna kijowska

Spadanie

"Cóż uczyniliśmy otpętując ziemię od jej słońca? Dokąd zdąża teraz? Dokąd my zdążamy? Precz od wszystkich słońc? Nie spadamyż ustawicznie? I w tył, i w bok, i w przód, we wszystkich kierunkach? Jest jeszcze jakieś na dole i na górze? Czyż nie błądzimy w jakiejś nieskończonej nicości?" F. Nietzsche, Wiedza radosna Nie jestem dobrze zorganizowana. Nie zawsze mam czas - i odwagę - na wiersz. Odwagę, tak, bo o odwagę tu chodzi. A ostatnio moje wizje stają się coraz wyraźniejsze. Kim jest moja matka? Kim jestem ja? Kim jest mężczyzna, którego imienia nie znam, a którego twarz nieustannie widzę w snach? Widzę egipskie kobiety nad brzegami Nilu. Słyszę ich śmiech wędrujący w dół studni, z której czerpią wodę. Ten śmiech rezonuje w dół tunelu, obija się o ściany, jak ja obijam się o ściany szaleństwa i natchnienia. Słyszę chrzęst piasku pod ich nagimi stopami, gdy wracają z dzbanami na głowach. Jakie są piękne! Jak ich hebanowa skóra topnieje w słońcu! Wszystkie są młode, ic