mój własny mały koniec

Poruszam nogą, w górę i w dół, jak ascetyczna, nakręcana figurka. Może jestem tylko nakręcaną figurką, nakręcaną na oddechy, pulsujące bicie serca, ambicje innych ludzi. Wciąż do przodu, wciąż dalej i dalej. Czasami wydaje mi się, że grawitacja zaczyna działać w bok. Ciągnie mnie do przodu, jakby bez mojej woli.
Siedzę teraz na ławce w parku. Dzień jest raczej ciepły, świeci słońce; trochę letnio, trochę jesiennie. Szczeka pies, a w tym szczekaniu słychać życie. Sznur samochodów szumi gdzieś za moimi plecami. Trzy tygodnie temu słyszałabym jeszcze szum morza. Przeleciał samolot i to wszystko przypomina mi o życiu, tętniącym życiu. Tętniącym, lecz przemijającym. Tik-tak, tik-tak.
Szumią liście, które jeszcze są na drzewach. Tik-tak. Staram się pamiętać, że to cudowne, że jeszcze mogę siedzieć na ławce i w spokoju oddychać, i rozmyślać o życiu. Lecz to wszystko ukazuje mi nieubłaganą prawdę, że za parę tygodni (dokładnie za dwa) znowu pochłonie mnie napływ akademickich obowiązków. Kocham moje studia, ale zawsze coś, co jest nam narzucone, na co nie mamy wpływu, wydaje nam się zniewoleniem.
Zieleń bijąca mnie po oczach, delikatny wiatr. Ach, jak bardzo kocham te późne dni gasnącego lata, wczesne dni jesieni! Za ich nostalgiczną czułość, słodki, odurzający, żółty zapach dojrzałych gruszek.
Wewnątrz mnie pulsuje dzikość, skrywana w mojej krwi, szepcząca, aby rozerwać ją na strzępy. Każdy mój ruch przypomina mi o mojej kobiecości. Jestem tylko figurką nakręcaną na oddechy i popędy. Jestem jak porcelanowa pastereczka z baśni Andersena, opuszczona przez swojego kominiarczyka, przerażona wizją małżeństwa z koźlonogim-nadipodgłównodowodzącym generałsierżantem. Marzącą o ucieczce, o mrożącej krew w żyłach, fascynującej podróży w górę czarnego komina. Jak ona, pragnęłabym wrócić do dobrze znanej rzeczywistości.
Świat jest dzisiaj zbyt namacalny - i dlatego nie istnieje. Życie snem. Życie nie jest snem. Życie to opadanie w samotność, brodzenie w niej. Choć dzisiaj samotność mi służy.
Zostałam ukształtowana przez środowisko i kod genetyczny. Zostałam ukształtowana przez XXI wiek. Jestem jego dzieckiem. Jestem dzieckiem tępo wpatrzonym w telewizję, cywilizację, która wsącza się we mnie wszystkimi zmysłami. Czuję się dzisiaj jak w narkotycznym transie, zgubiona przez teraźniejszość.
Nauczyć się sarkastycznych i obrzydliwych znaczeń słów, które kiedyś się kochało, na przykład "kapturek". Pójść na przyjęcie, gdzie chłopak wciąż całuje cię w szyję, lub próbuje zgwałcić, jeśli nie wystarcza mu obmacywanie twoich piersi. Uświadomić sobie, że są miliony pięknych dziewcząt i codziennie nowe pozostawiają za sobą niezdarne lata dorastania, tak jak ty kiedyś, rozpoczynają przygodę miłości i pieszczot. Uświadomić sobie, że musisz rywalizować, mimo że nie należysz do sfery bogactwa i piękna. Uświadomić sobie, że mogłabyś być bardziej artystyczna, gdybyś przyszła na świat w rodzinie bogatych intelektualistów.  Uświadomić sobie, że nie można poznać prawd wiecznotrwałych, tylko ulotne powiedzonka, które mają zastosowanie w danym miejscu i czasie, w danym nastroju. Uświadomić sobie, że sen o prawdziwej miłości nie spełni się, bo ludzie, których uwielbiasz, tacy jak X, są nieosiągalni, skoro wolą kogoś takiego jak Y. Uświadomić sobie, że marzysz o nich tylko dlatego, że nie możesz ich mieć. Uświadomić sobie, że nie możesz być rewolucjonistką. Uświadomić sobie, że chociaż marzysz i wierzysz w utopię, będziesz musiała wiązać koniec z końcem w mieście, w którym się urodziłaś, i będziesz miała szczęście, jeśli ci się to w ogóle uda. Tęsknić za sztuką, muzyką, baletem i dobrymi książkami,a dostawać tylko nęcące ochłapy. Pragnąć organizmu płci przeciwnej, który rozumiałby i spotęgował twoje myśli i uczucia i zdać sobie sprawę z tego, że większość mężczyzn czci kobietę jako maszynkę seksualną z krągłymi piersiami i wygodną dziurką pochwy, jako malowaną lalkę, która nie powinna mieć w głowie żadnych myśli, oprócz myśli o gotowaniu obiadów dla męża i zadowoleniu go w łóżku, kiedy wróci po ośmiogodzinnym dniu pracy w biurze. Uświadomić sobie, że miliony ludzi jest nieszczęśliwych i że życie jest dżentelmeńską umową, że będziemy uśmiechać się do siebie, a na twarz nałożymy maskę radości, żeby innym wydawało się, że to głupio być nieszczęśliwym i lepiej złapać bakcyla radości, podczas gdy tak wielu umiera ze zgorzknienia i niespełnienia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miłość w czasach rozpaczy

czego chcą

Requiem dla umarłej