Quo vadis, poesis?

     Do tej pory nie pisałam na tym blogu tekstów o charakterze, można by powiedzieć, publicystycznym. Stał pod sztandarem poezji i to tylko ją chciałam na nim zamieszczać. Jednak dzisiaj postanowiłam to zmienić, lecz nie odejdę od poezji - ponieważ to o niej będzie ten post.
       Dzisiejszego ranka, pijąc kawę i paląc papierosa, przeczytałam artykuł na "Dwutygodniku". Uwielbiam ten portal i bardzo cenię jakość publikowanych tam tekstów; niemal z każdego wynoszę coś dla siebie i wiele z nich skłania mnie do refleksji. Dzisiejszy artykuł poruszył mnie na tyle, aby o nim napisać. 
         Od razu pragnę zastrzec, że to, co napiszę nie będzie krytyką. Będzie to delikatna polemika, która stała się dla mnie punktem wyjścia do snucia własnych rozważań. Podkreślam to, ponieważ ostatnio, z własnych doświadczeń, nieustannie odnoszę wrażenie, że wszelka próba dyskusji odbierana jest jako atak. Nie zgadzasz się z czyimś zdaniem, więc oznacza to, że stoisz po drugiej stronie barykady. Nie twierdzę także, że tak jest zawsze - zdarza się, że można toczyć z kimś rozmowę, zachowując swoje poglądy, a wasza niezgodność nie będzie odbierana jako "coś złego", lecz fascynującego, jednak coraz częściej spotykam się z tą pierwszą reakcją. Być może nie mam szczęścia do rozmówców, być może to wynika trochę z naszej polityki, lub być może zawsze funkcjonował tak nasz świat. Odpowiedzi może być wiele - jak na wszystko. Traktując takie postępowanie optymistycznie i naiwnie, można powiedzieć, że ludzie po prostu dążą do jedności, do Utopii, w której każdy z każdym się zgadza, No cóż.
        Odchodząc od tej małej dygresji i kierując się w stronę sedna sprawy - artykuł, o którym wspomniałam nosi tytuł Bolesław Chromry pierwszym poetą Polski i został napisany przez Maję Staśko. [artykuł] Zaciekawił mnie już swoim leadem:
 "Poezja okopuje się siecią elitarnych przyzwyczajeń i już nie działa. Jej czytanie polega na uruchamianiu wstydu w celu mobilizacji nie do samodzielnego myślenia, lecz do przyjęcia wypracowanych na temat założeń. Chromry ogląda mecze z całą resztą kraju, kibicuje „naszym” i – jak wszyscy – nie czyta poezji".

          Lekko podniecona przeszłam do dalszej lektury, ciesząc się, że w końcu poznam zdanie kogoś innego na temat, który ostatnimi czasy bardzo mnie zajmuje. Czytałam i czytałam, i kończąc pierwszą część byłam już przekonana, że muszę kupić opisywane przez autorkę artykułu "Pokrzywy". 
          Opis tego dzieła staje się dla Mai Staśko drzwiami, przez które przechodzi, aby omówić sytuację poezji w Polsce - poezji współczesnej i poezji w ogóle. W części drugiej, odwołując się cały czas do "Pokrzyw", krytyczka przechodzi do odbioru poezji przez współcześnie nam żyjących, wspierając się cytatami z forów internetowych:
"No właśnie. Z forów wyłania się wizja poezji absolutnie przerażająca: jest poezja dla elit, „arystokratów ducha”, tych, co rozumieją i odczuwają więcej, oraz inne rozrywki (w tym proza) dla mas, co piszą esemesy i siedzą na Fejsie, chodzą na impry w remizie OSP, a w ogóle to pracują, dlatego wolą rodzaje rozrywki, które nie wymagają myślenia (bo poezja, wiadomo, wymaga, a telenowela, wiadomo, nie). Więc gdy masy stwierdzają „to bełkot”, „to niczemu nie służy”, elity uśmiechają się z wyższością, bo wiedzą, że masy i tak nie zrozumieją. Właściwie lepiej nie wchodzić na fora, żeby nie niszczyć sobie humoru, a czas lepiej poświęcać na smutne pisma poetyckie, które czytają głównie znajomi. I jeśli tak właśnie funkcjonuje poezja – jeśli jest feudalną instytucją służącą religijnemu ubóstwieniu Sensu, klasowo wykluczającą, z podziałem na tych, którzy wiedzą, i całą resztę, bez możliwości porozumienia czy dyskusji, z której zakonnice (poetki, krytyczki) odchodzą po cichu – to należy ją szybko zniszczyć. Już, teraz."
          Oczywista jest ironia, z jaką to pisze (przynajmniej ja tak to odebrałam). Spodobało mi się w tej części, że autorka nie krytykuje takiego stanowiska wobec poezji - stanowiska "elit". Lecz chyba tylko na razie, bo w części trzeciej twierdzi: 
  "Edukacja czyni z poezji pismo święte, przestrzeń totalnie niepartycypacyjną, wspartą na sieci odgórnych założeń i bardzo mocnej hierarchii – bunt, niezgoda spotykają się tu z pobłażliwym lekceważeniem bądź protekcjonalnym podkreśleniem swojej pozycji."
         Następnie, z moim zdaniem krytyką, wspomina o obecnym wynoszeniu na piedestał poezji hermetycznej, poezji z językiem zawiłym, poezji skupionej "do wewnątrz", w której poeta nie zastanawia się nad tym, czy jego czytelnicy go zrozumieją, lecz do swoich utworów wkłada siebie i to siebie kładzie na podwalinach swojej poetyki. Z tym, co właśnie napisałam, można dyskutować. Przecież każdy poeta tak robi! Każdy wiersz zawiera cząsteczkę swojego autora! Owszem, lecz odnoszę wrażenie, że Maja Staśko dystansuje się do przesadnego eksponowania tego "wszędobylskiego ja". 
         Tu nasze zdania zaczynały się rozjeżdżać. Nie uważam, aby eksponowanie swoją osobowością, swoimi doświadczeniami, było w poezji czymś złym. I tu dotykam najczulszego punktu mojego wywodu. Autorka artykułu, starając się odejść od szufladkowania poezji, "sztuki wysokiej", oceniania jej - jednocześnie trochę to robi. Opowiada się za poezją "nowoczesną", która potrafi funkcjonować na Facebooku ("elity" kręcą teraz nosami), jest prosta, używa łamanego, potocznego, podwórkowego języka, i przez to dociera do szerszego grona. Głównie tego, który tą "wysoką poezją" gardzi i której nie rozumie. 
          Ze szczerością muszę wyznać, że ja także kręcę nosem na taką poezję. Jednak nie oznacza to, że staję po stronie "etatowych czytelników poezji". Mój problem polega na tym, że stoję po środku dwóch barykad. Każdy przejaw poezji jest dobry, bo to znak na jej rozwój, a jeżeli coś się rozwija, to znaczy, że coś żyje. Moja niechęć do "poezji nowoczesnej", jak ją nazwałam, wynika z ogólnej niechęci do mediów, lecz nie jest to niechęć, która całkowicie ją skreśla [poezję nowoczesną].    
          Maja Staśko pisze:
"(...)To wymagałoby zburzenia cokołowej, językowo wyniosłej i jednostkowej postaci poezji, ujawnienia jej kulawości i krzywości, a wraz z tym otwarcia, na przykład na inne obiegi i media. Póki współpraca – mediów, obiegów, porządków, klas – będzie dla poezji zagrożeniem wysublimowanej alienacji, póty poezja jako instytucja i obieg jest nic niewarta: do wyrzucenia, do kosza, „poezja jest chujowa”."
         Nie krytykuję poglądów autorki, podoba mi się ich inność, lecz, jak już napisałam, uważam, że przechodząc na stronę poezji, którą "popiera" Maja Staśko, nie należy burzyć i skreślać poezji "językowo wzniosłej". Poezja musi się zmieniać, rozrastać, lecz nie powinna się zabijać, odcinać swoich gałęzi. 
         Nadal z ciekawością kupię i przeczytam "Pokrzywy", jednak postaram się nie stawiać na nich stempla "to jest dzisiejsza poezja", a tej "starej poezji" wyrzucać do kosza, twierdząc, że jest "chujowa".  Nie uważam, że należy zburzyć "cokołową (...) postać poezji". Uważam, że należy zaakceptować poezję taką, jaka jest, analizować ją, interpretować, krytykować (bezlitośnie i otwarcie), bo tak jak autorka, twierdzę, że wiele jest wierszy złych, nieudanych. Nie tylko tych nowych. Trzeba dyskutować o literaturze w ogóle, o literaturze obecnej, jeszcze gorącej, a także o literaturze, która weszła do kanonu i o której mówi się wzniośle "arcydzieła".*
         Można, a nawet należy rozmawiać o poezji, lecz nie należy szukać winnego jej obecnej sytuacji. Wiele osób może oskarżać o tę sytuację poetów, inni mogą oskarżać krytyków. Chcemy znaleźć winnego, bo wydaje nam się, że to pomoże rozwiązać ten kryzys. Ukamienujemy go i będzie po sprawie. Moim zdaniem nie do końca. Bo poezja wciąż żyje. Żyje w mniejszym gronie, żyje w różnych formach, w różnych przejawach. Lecz żyje.   


*  Przy okazji polecam tu tekst Marthy Nussbaum - Czytać, aby żyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miłość w czasach rozpaczy

czego chcą

Requiem dla umarłej