Coup de grâce

Mam kości do połamania
mam serce do zgniecenia
mam ciało do unicestwienia
mam życie do zabicia
mam język do obcięcia
mam słowa do zabrania, bo
poślubiłam pustkę, pokochałam pustkę.

Jak można było kochać coś tak obrzydliwego - pełzającego robaka,
który w swoich mniemaniach jest pomazańcem bożym?

Objawiony polski Eliot na wzgórzach Hollywood,
Prufrock dający mi czyjeś wiersze? Jak bardzo

doprowadzały mnie do szału wszystkie te
golfiki i szaliki, belmondowska poza

jakbyś właśnie uciekł z planu Godarda, te wszystkie
kretyńskie uśmiechy - światowe, bo z Nowego Jorku -

i godziny rozmów o filmach Nowej Fali. Słowa, słowa, słowa,

od twoich słów chciało mi się rzygać. Dajcie mi mężczyznę
który choć raz nie będzie mówił wyłącznie o sobie. Dajcie mi

jednego, który spyta mnie o zdanie. Lecz na co ja się uskarżam?
Przecież taka moja rola; rzucać głębokie spojrzenia

i puste uśmiechy wprost na twoją rękę, rozdawać
je na prawo i lewo, pełna ironii.

Każdy mężczyzna pragnie jednego: być Bogiem. A ja
uśmierciłam Boga, powiesiłam  na drzewie;

i gdy zobaczyłam cię wtedy w deszczu, rozmytego
i żałosnego do granic możliwości najbardziej

brzydziłam się siebie samej. Coup de foudre.
Coup de grâce

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miłość w czasach rozpaczy

czego chcą

Requiem dla umarłej