Nie mogę znaleźć moich stóp

Zawsze stałem w kącie, a teraz wywołano mnie do drzwi.
Czy tak? Czy rzeczywiście trzeba ciągnąć tę strunę
światła, aby świat trwał choć o jeden dzień dłużej,
aby księżycowe kości leśnych zwierzątek, co tropią
runo leśne, mogły użyźnić tę lepką wydzielinę
zwaną Matką Ziemią? W lecie
będziemy szukać jagód,
jeszcze napełnimy usta słodyczą.

Te małe zwierzątka depczą moje ciało,
łaskoczą mnie w nos drobne wąsiki
myszek. Chciałam tylko sprawdzić,
wyczarować swoje własne imię i dwoje oczu.
Czy będzie tam ogień? Czy będzie tam
chleb? Sepsa, co toczy moją krew
nie mówi mi już o niczym - tylko
krążą, drążą marmurowe koła
mój umysł. 


"Jeśli to wy serca
Tych córek przeciw ojcu podniecacie,
Nie chciejcie, abym to łagodnie znosił,
Słusznym zapalcie mię gniewem, nie dajcie
Wodnistym kroplom, tej niewieściej broni,
Męskich lic moich kazić. Nie, potwory,
Wywrę ja na was zemstę taką, taką,
Że się świat cały — zrobię coś takiego,
Że — nie wiem jeszcze co; będzie to jednak
Coś okropnego, strasznego. Myślicie,
Że płakać będę, nie, nie będę płakał.
Mam wprawdzie nadmiar powodów do płaczu,
Ale to serce zdruzgoce się prędzej
Na milionowe części, nim zapłaczę."

 Włożyli we mnie życie jak martwy organ. Wcisnęli
je z plastikową rurką do gardła, potem wprost do żołądka, jednocześnie
wyczyszczając mnie z całego szlamu, z ciemnej skazy. Wyszłam
czyściutka i bielutka. Pachnąca świeżością. Przywrócona
życiu. Lecz  z tym życiem było coś

nie tak: doczepiona ręka nie chciała działać,
noga lekko utykała, a w środku była jakaś
wielka pusta przestrzeń. Więc dawali mi kwiaty i czekoladki,
wróżyli dobrą przyszłość, prowadzali na lekcje baletu, mówili -
tańcz. Jak. Świat był u moich stóp.

A potem między nogami. Wiecie jak to jest
zobaczyć żywe, pulsujące jestestwo pomiędzy jednym
udem a drugim, pomiędzy "ja" i pomiędzy "żyję"?
To wgryza się pod skórę jak pluskwa. Ropiejąca otwarta
rana, której nie da się zamknąć. I te twarze, te twarze,
codziennie setki bezimiennych twarzy, w tę i z powrotem,
z pracy, do pracy, twarze narodów, ludów, rządów, polityków -
to czyste piekło: jego odpryski majaczą w moich
oczach, gdy patrzę w niebo. Czyste białe niebo. Bezdenna
absolutna otchłań.

I oto leżę na wrzosowiskach i wołam mojego Heathcliffa. Śniłam,
że anioły zepchnęły mnie z nieba, długo spadałam na ziemię. Ale
moje dni umarły, na moje wezwania przychodzą tylko chtoniczni bogowie
by ssać moje piersi. Ciepło mego ciała. Próbowałam i próbowałam wcisnąć
świat znowu od środka mnie, lecz był zdechły jak pęknięty balon. A moje nogi
zaciśnięte. 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miłość w czasach rozpaczy

czego chcą

Requiem dla umarłej