Ziemia przeklęta (1)

Poemat prozą


Szare skały kochanków, blady oddech boga
o skrwawionej twarzy. Z jego krocza wciąż
nowe mrówki wychodzą by żyć, by żyć, by żyć. 
By pożreć swoich bliźnich, żywy kanibalizm. 
A bóg unosi swą dłoń i wszyscy umierają.
A bóg doznaje wzwodu i wszyscy się kochają. 
Perwersyjny skurwiel. Musi mu to sprawiać
ogromną przyjemność.

Myślałam, że coś we mnie pęka
a oczy zalała mi krew gdy we mnie
wszedł

To właśnie jest dialekt umarłego: pamiętaj,
pamiętaj. Boże, jak tu pięknie, gdy daleko 
jesteś, a ogień niepowodzeń wygasa nad tą ziemią.
Twoją ziemią. Sześć okrągłych kapeluszy 
kołysze się i mruczy. Mrumru. Allahu akbar - już 
ich nie ma.  O. Boże. Miłosierny. Znęcaj się 
nad nami. 

Schnell, schnell!
           Ich liebe dich! 
                      O, meine liebe! 

II

Mam skrwawione plecy. Oddech boga na plecach,
oddech boga w morzu. Oddech boga w macicy. 
Perłowy połysk muszli - jemy ich łożyska. Zjedź mnie, 
zjedź. Przetraw i wyrzygaj. Jestem ciężkostrawna. 

A ich wysokie sztywne ciała po kolei oddawane
bogu na szarych skałach. Najbardziej martwa
godzina dnia. Najbardziej martwa ---------------
ja.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miłość w czasach rozpaczy

czego chcą

Requiem dla umarłej