Głód, Pulitzer i samobójstwo
Jestem chora i mam dużo czasu na rozmyślanie i czytanie różnych rzeczy w internecie. Dzisiaj natknęłam się na coś, co już kiedyś widziałam i co bardzo mnie poruszyło. Jest to nagroda Pulitzera z 1994 roku za zdjęcie sudańskiej dziewczyny i sępa, który czeka na jej śmierć. Krótko przybliżę tą historię okrojonym artykułem.
Minęły dwa miesiące. 27 lipca 1994 roku ciało fotografa odnaleziono w jego pick-upie. Popełnił samobójstwo, zatruł się toksycznymi gazami. Miał 33 lata, osierocił córkę. Napisał kilka pożegnalnych słów do rodziny i bliskich.*
Pomijam historię tego zdjęcia, która jest wstrząsająca. Skupiłam się na samym zdjęciu i tym, co mogło się tam stać.
Sęp
*http://www.politykaglobalna.pl/2009/04/sep-glodujace-dziecko-i-koszmary-reportera/
"Sudańska dziewczynka chwiejmy krokiem zmierza do punktu
żywnościowego. Trudno ocenić jej wiek. Nie jest chuda, jest przerażająco
wychudzona. [...]W pewnym momencie braknie jej sił, przykuca na środku wypalonej słońcem łąki.Bacznie przygląda jej się sęp, ptaszysko z ogromnymi skrzydłami i zakrzywionym dziobem.[...] Na dziecko zwrócił uwagę również Kevin Carter, młody, lecz
popularny już fotoreporter z RPA. Przyleciał tu wraz ze znajomym
fotografem Joao Silvą, podpięli się pod ekipę z ONZ. Nigdy wcześniej nie
widział na własne oczy ofiar klęski głodu.
[...]
Był to 11 marca roku 1993. Nieco ponad rok później, w maju 1994 roku,
za fotografię dziewczynki z Sudanu i sępa Carter otrzymał nagrodę
Pulitzera.Minęły dwa miesiące. 27 lipca 1994 roku ciało fotografa odnaleziono w jego pick-upie. Popełnił samobójstwo, zatruł się toksycznymi gazami. Miał 33 lata, osierocił córkę. Napisał kilka pożegnalnych słów do rodziny i bliskich.*
Pomijam historię tego zdjęcia, która jest wstrząsająca. Skupiłam się na samym zdjęciu i tym, co mogło się tam stać.
Sęp
Byłem
głodny i zmęczony. Minęły dwa dni odkąd miałem coś w dziobie. Zranione skrzydło nieustannie dawało o sobie znać przy każdym uderzeniu nim o mocne prądy powietrza.
Leciałem nad rozległą sawanną, opustoszałą i jakby martwą. Susza trwała już od
ośmiu miesięcy - przedłużała się i choć powinna już być pora deszczowa jak
dotąd, na tę popękaną od słońca ziemię, nie spadła nawet kropla wody. Zwierzęta
odchodziły na wschód w poszukiwaniu zbiorników wodnych, ludzie również z utęsknieniem
oczekiwali na to zbawienie w postaci deszczu, z obawą patrząc w przyszłość.
Bali się tego, co mogło nastąpić. Z roku na rok pora sucha wydłużała się. Było
coraz ciężej, nawet nam - sępom. Do tej pory nie obchodziło mnie to, lecz teraz
również ja na tym cierpiałem, choć było to paradoksalne.
Nie
mogłem podążyć za zwierzyną. Byłem zbyt osłabiony po walce z innym samcem. Nie
przetrwałbym tak długiej podróży, gdyż bawoły, zebry i inne żywiące się trawą -
a za nimi lwy - zdążyły przemieścić się już na zbyt daleki obszar. Moje dawne
stado poleciało za nimi. Ja byłem wyrzutkiem. Nawet gdybym był zdrowy nie
odważyłbym się lecieć teraz ich śladem. W związku z tym liczyłem, że znajdę coś
do pożywienia tutaj.
Choć
zazwyczaj sępom nietrudno wyszukać czegoś do jedzenia teraz był to dla mnie
duży kłopot. W nadziei przeczesywałem spłowiałą trawę i wypaloną słońcem
ziemię, z gorącym pragnieniem znalezienia choćby martwej myszy. Lecz wszędzie
było pusto.
Nam - sępom - do życia potrzebna jest czyjaś śmierć. Mamy jedną zasadę: nigdy nie zabijamy.
Ludzie nazywają nas posłańcami śmierci. Posłaniec to ktoś, kto przynosi jakieś
wieści, a my zazwyczaj przybywamy, gdy wszystko jest już skończone. Ofiara,
jeżeli tak można ją nazwać, już umarła. Jesteśmy ptakami od brudnej roboty.
Zabieramy ścierwo zanim zupełnie zgnije i przetwarzamy je na własny użytek. Jak
biuro pogrzebowe. Jesteśmy z natury cierpliwi, co w naszej pracy jest
niezbędne. Nasze jedzenie niekiedy ma ogromną wolę przeżycia i na śmierć
przychodzi długo czekać. Nie mamy skrupułów gdy widzimy umierające zwierzę
czy człowieka. Będziemy trwać przy nim dopóki nie skona, aby potem nasycić
nasze żołądki jego ciałem. Nie czuję strachu, gdy przyglądam się jak ofiara
traci życie. Wręcz przeciwnie - lubię ten moment oczekiwania. Czuję wtedy władzę
i moc, a gdy ofiara wpada w popłoch spowodowany moją obecnością, czuję się
jeszcze potężniejszy. Ta konająca istota wie, że jej śmierć jest bliska, a
widząc mnie wpada w większą panikę. Wtedy już rozumie, że koniec jest
nieunikniony i zostaje wobec tego postawiona jak przed faktem dokonanym, obdarta z jakiejkolwiek ochrony, całkowicie bezbronna i zazwyczaj już zbyt słaba, aby walczyć z nadchodzącą wieczną,
bezgwiezdną nocą. Aby walczyć z tym, co zabierze ją z tego świata. Nigdy nie
potrafiłem tego zrozumieć. U zwierząt nie było tego widać, ale dostrzegałem to
w spojrzeniu każdego człowieka, który przy mnie umierał. To był jakiś błysk w
ich oczach, coś, co nie do końca można określić. Wydawało mi się, że był to
ogromny smutek, jakaś rozpacz, jakby ci ludzie tracili coś najcenniejszego. To
było dla mnie niepojęte. Czy ich życie naprawdę było takie piękne? W
rzeczywistości tubylcy cierpieli głód, nędzę, pragnienie, byli dręczeni różnorodnymi
chorobami każdego dnia. Dzień w dzień ginęło mnóstwo osób. A każda z nich w
chwili śmierci żałowała, że odchodzi z tego świata, choć w większości nie przeżyli nawet jednego dnia
bez bólu, będąc naprawdę, bezgranicznie szczęśliwymi. Dzieci tutaj kładły się
spać z pustymi żołądkami, nie było dostępu do bieżącej wody. Gdy wykopało się
podziemną studnię, choć woda w niej była brudna i zanieczyszczona, było to
zbawienie.
Wiedziałem
jak ciężki i bezlitosny jest los dla ludzi Afryki, rozumiałem to wszystko
doskonale. I cieszyłem się z tego. Więcej zgonów, to więcej pożywienia dla
mnie. Tym kontynentem rządziły okrutne prawa. Rachunek był prosty. Znajdziesz
jedzenie - przeżyjesz, nie znajdziesz - umrzesz. Nikt tutaj się nad tym
nie zastanawiał. Tak po prostu było.
Śmierć
jest taka jak ja - bezwzględna. Nie odpuści nikomu. Właściwie, to jestem na
jednej z lepszych pozycji. Dzięki mojemu żołądkowi, który produkuje sto razy
większą ilość kwasów mogę bez przeszkód delektować się gnijącym mięsem i nie
czyni mi to szkody.
Lecz teraz nie widziałem żadnej padliny.
Lecz teraz nie widziałem żadnej padliny.
I
właśnie wtedy ją dostrzegłem. Malutka, wychudzona dziewczynka szła chwiejnym
krokiem w kierunku punktu rozdawania żywności, który założyli biali ludzie.
Wyglądała jakby jej kości były powleczone tylko skórą, głowa była nienaturalnie
duża przy tym małym, chudym ciałku z wypukłym brzuszkiem. Od razu wiedziałem, że jej dni są już
policzone. Szóstym zmysłem potrafiłem dostrzec krążącą nad nią śmierć.
Zniżyłem
tor lotu i zataczając coraz mniejsze kręgi opadałem ku ziemi. W tym momencie
dziecko zatoczyło się i upadło na tę suchą, spaloną do cna ziemię. Wylądowałem
jakieś półtora metra od tej małej, wątłej i tak kruchej istoty. Z bliska mogłem
ocenić, że nie będę miał z niej dużo pożywienia, lecz musiałem nacieszyć się
tym, co mam.
Wtedy
to dziecko odwróciło głowę w moją stronę. Spojrzała na mnie palącym wzrokiem.
To, co dostrzegłem w jej spojrzeniu, zaskoczyło mnie. To była jedyna ofiara,
która nie miała tej woli przeżycia w oczach. Za to było coś innego. Coś jak pogodzenie
się z losem. Rozumiała, że umiera i nie walczyła z tym. Nie wiedziałem z jakich powodów; może była zbyt wycieńczona,
może zrozumiała to, co wiedziałem ja - że na świecie nie ma nic wartego życia. Tego nigdy
się nie dowiem. Możliwe, że kierowało nią coś jeszcze innego. Coś, czego nigdy
ani ja, ani żaden inny człowiek, nie będzie w stanie zrozumieć.
Dziewczynka
odwróciła głowę i spróbowała się podnieść, lecz była zbyt słaba. Ponownie
upadła i skuliła się, chowając głowę między ramiona, i zastygła w bezruchu.
Mnie pozostało już tylko czekać na moją dobrą przyjaciółkę - śmierć.
Tego dnia stało się coś
dziwnego. Wraz z ostatnim konwulsyjnym ruchem tego małego ciałka, gdy to
niewinne przecież dziecko wydało jęk, a z jej płuc uciekły resztki powietrza,
spadła kropla deszczu. Kiedy spojrzenie dziewczynki stało się puste, patrzące w
coś, czego żadna żywa istota nie jest w stanie dostrzec, deszcz uwolnił się z
całą swoją mocą. Z ciężkich, nabrzmiałych chmur, które zjawiły się nie wiadomo
skąd, spadały na spękaną ziemię ogromne krople. I właśnie wtedy zrozumiałem na czym polega ofiara. Tylko ta dziewczynka
miała prawo, aby tak ją nazywać. *http://www.politykaglobalna.pl/2009/04/sep-glodujace-dziecko-i-koszmary-reportera/
Polecam Ci film o tzw. "Bang Bang Club" do którego należał Kevin
OdpowiedzUsuńhttp://www.filmweb.pl/film/Bractwo+Bang+Bang-2010-473891