Głód, Pulitzer i samobójstwo

Jestem chora i mam dużo czasu na rozmyślanie i czytanie różnych rzeczy w internecie. Dzisiaj natknęłam się na coś, co już kiedyś widziałam i co bardzo mnie poruszyło. Jest to nagroda Pulitzera z 1994 roku za zdjęcie sudańskiej dziewczyny i sępa, który czeka na jej śmierć. Krótko przybliżę tą historię okrojonym artykułem.




                                    
             "Sudańska dziewczynka chwiejmy krokiem zmierza do punktu żywnościowego. Trudno ocenić jej wiek. Nie jest chuda, jest przerażająco wychudzona. [...]W pewnym momencie braknie jej sił, przykuca na środku wypalonej słońcem łąki.Bacznie przygląda jej się sęp, ptaszysko z ogromnymi skrzydłami i zakrzywionym dziobem.[...] Na dziecko zwrócił uwagę również Kevin Carter, młody, lecz popularny już fotoreporter z RPA. Przyleciał tu wraz ze znajomym fotografem Joao Silvą, podpięli się pod ekipę z ONZ. Nigdy wcześniej nie widział na własne oczy ofiar klęski głodu.
[...]
Był to 11 marca roku 1993. Nieco ponad rok później, w maju 1994 roku, za fotografię dziewczynki z Sudanu i sępa Carter otrzymał nagrodę Pulitzera.
Minęły dwa miesiące. 27 lipca 1994 roku ciało fotografa odnaleziono w jego pick-upie. Popełnił samobójstwo, zatruł się toksycznymi gazami. Miał 33 lata, osierocił córkę. Napisał kilka pożegnalnych słów do rodziny i bliskich.*

 Pomijam historię tego zdjęcia, która jest wstrząsająca. Skupiłam się na samym zdjęciu i tym, co mogło się tam stać. 


Sęp

     Byłem głodny i zmęczony. Minęły dwa dni odkąd miałem coś w dziobie. Zranione skrzydło nieustannie dawało o sobie znać przy każdym uderzeniu nim o mocne prądy powietrza. Leciałem nad rozległą sawanną, opustoszałą i jakby martwą. Susza trwała już od ośmiu miesięcy - przedłużała się i choć powinna już być pora deszczowa jak dotąd, na tę popękaną od słońca ziemię, nie spadła nawet kropla wody. Zwierzęta odchodziły na wschód w poszukiwaniu zbiorników wodnych, ludzie również z utęsknieniem oczekiwali na to zbawienie w postaci deszczu, z obawą patrząc w przyszłość. Bali się tego, co mogło nastąpić. Z roku na rok pora sucha wydłużała się. Było coraz ciężej, nawet nam - sępom. Do tej pory nie obchodziło mnie to, lecz teraz również ja na tym cierpiałem, choć było to paradoksalne.
Nie mogłem podążyć za zwierzyną. Byłem zbyt osłabiony po walce z innym samcem. Nie przetrwałbym tak długiej podróży, gdyż bawoły, zebry i inne żywiące się trawą - a za nimi lwy - zdążyły przemieścić się już na zbyt daleki obszar. Moje dawne stado poleciało za nimi. Ja byłem wyrzutkiem. Nawet gdybym był zdrowy nie odważyłbym się lecieć teraz ich śladem. W związku z tym liczyłem, że znajdę coś do pożywienia tutaj.
Choć zazwyczaj sępom nietrudno wyszukać czegoś do jedzenia teraz był to dla mnie duży kłopot. W nadziei przeczesywałem spłowiałą trawę i wypaloną słońcem ziemię, z gorącym pragnieniem znalezienia choćby martwej myszy. Lecz wszędzie było pusto.
Nam - sępom - do życia potrzebna jest czyjaś śmierć. Mamy jedną zasadę: nigdy nie zabijamy. Ludzie nazywają nas posłańcami śmierci. Posłaniec to ktoś, kto przynosi jakieś wieści, a my zazwyczaj przybywamy, gdy wszystko jest już skończone. Ofiara, jeżeli tak można ją nazwać, już umarła. Jesteśmy ptakami od brudnej roboty. Zabieramy ścierwo zanim zupełnie zgnije i przetwarzamy je na własny użytek. Jak biuro pogrzebowe. Jesteśmy z natury cierpliwi, co w naszej pracy jest niezbędne. Nasze jedzenie niekiedy ma ogromną wolę przeżycia i na śmierć przychodzi długo czekać. Nie mamy skrupułów gdy widzimy umierające zwierzę czy człowieka. Będziemy trwać przy nim dopóki nie skona, aby potem nasycić nasze żołądki jego ciałem. Nie czuję strachu, gdy przyglądam się jak ofiara traci życie. Wręcz przeciwnie - lubię ten moment oczekiwania. Czuję wtedy władzę i moc, a gdy ofiara wpada w popłoch spowodowany moją obecnością, czuję się jeszcze potężniejszy. Ta konająca istota wie, że jej śmierć jest bliska, a widząc mnie wpada w większą panikę. Wtedy już rozumie, że koniec jest nieunikniony i zostaje wobec tego postawiona jak przed faktem dokonanym, obdarta z jakiejkolwiek ochrony, całkowicie bezbronna i zazwyczaj już zbyt słaba, aby walczyć z nadchodzącą wieczną, bezgwiezdną nocą. Aby walczyć z tym, co zabierze ją z tego świata. Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć. U zwierząt nie było tego widać, ale dostrzegałem to w spojrzeniu każdego człowieka, który przy mnie umierał. To był jakiś błysk w ich oczach, coś, co nie do końca można określić. Wydawało mi się, że był to ogromny smutek, jakaś rozpacz, jakby ci ludzie tracili coś najcenniejszego. To było dla mnie niepojęte. Czy ich życie naprawdę było takie piękne? W rzeczywistości tubylcy cierpieli głód, nędzę, pragnienie, byli dręczeni różnorodnymi chorobami każdego dnia. Dzień w dzień ginęło mnóstwo osób. A każda z nich w chwili śmierci żałowała, że odchodzi z tego świata, choć w większości nie przeżyli nawet jednego dnia bez bólu, będąc naprawdę, bezgranicznie szczęśliwymi. Dzieci tutaj kładły się spać z pustymi żołądkami, nie było dostępu do bieżącej wody. Gdy wykopało się podziemną studnię, choć woda w niej była brudna i zanieczyszczona, było to zbawienie.
Wiedziałem jak ciężki i bezlitosny jest los dla ludzi Afryki, rozumiałem to wszystko doskonale. I cieszyłem się z tego. Więcej zgonów, to więcej pożywienia dla mnie. Tym kontynentem rządziły okrutne prawa. Rachunek był prosty. Znajdziesz jedzenie - przeżyjesz, nie znajdziesz - umrzesz. Nikt tutaj się nad tym nie zastanawiał. Tak po prostu było.
Śmierć jest taka jak ja - bezwzględna. Nie odpuści nikomu. Właściwie, to jestem na jednej z lepszych pozycji. Dzięki mojemu żołądkowi, który produkuje sto razy większą ilość kwasów mogę bez przeszkód delektować się gnijącym mięsem i nie czyni mi to szkody.
Lecz teraz nie widziałem żadnej padliny.
I właśnie wtedy ją dostrzegłem. Malutka, wychudzona dziewczynka szła chwiejnym krokiem w kierunku punktu rozdawania żywności, który założyli biali ludzie. Wyglądała jakby jej kości były powleczone tylko skórą, głowa była nienaturalnie duża przy tym małym, chudym ciałku z wypukłym brzuszkiem. Od razu wiedziałem, że jej dni są już policzone. Szóstym zmysłem potrafiłem dostrzec krążącą nad nią śmierć.
Zniżyłem tor lotu i zataczając coraz mniejsze kręgi opadałem ku ziemi. W tym momencie dziecko zatoczyło się i upadło na tę suchą, spaloną do cna ziemię. Wylądowałem jakieś półtora metra od tej małej, wątłej i tak kruchej istoty. Z bliska mogłem ocenić, że nie będę miał z niej dużo pożywienia, lecz musiałem nacieszyć się tym, co mam.
Wtedy to dziecko odwróciło głowę w moją stronę. Spojrzała na mnie palącym wzrokiem. To, co dostrzegłem w jej spojrzeniu, zaskoczyło mnie. To była jedyna ofiara, która nie miała tej woli przeżycia w oczach. Za to było coś innego. Coś jak pogodzenie się z losem. Rozumiała, że umiera i nie walczyła z tym. Nie wiedziałem z jakich powodów; może była zbyt wycieńczona, może zrozumiała to, co wiedziałem ja - że na świecie nie ma nic wartego życia. Tego nigdy się nie dowiem. Możliwe, że kierowało nią coś jeszcze innego. Coś, czego nigdy ani ja, ani żaden inny człowiek, nie będzie w stanie zrozumieć.
Dziewczynka odwróciła głowę i spróbowała się podnieść, lecz była zbyt słaba. Ponownie upadła i skuliła się, chowając głowę między ramiona, i zastygła w bezruchu. Mnie pozostało już tylko czekać na moją dobrą przyjaciółkę - śmierć.
Tego dnia stało się coś dziwnego. Wraz z ostatnim konwulsyjnym ruchem tego małego ciałka, gdy to niewinne przecież dziecko wydało jęk, a z jej płuc uciekły resztki powietrza, spadła kropla deszczu. Kiedy spojrzenie dziewczynki stało się puste, patrzące w coś, czego żadna żywa istota nie jest w stanie dostrzec, deszcz uwolnił się z całą swoją mocą. Z ciężkich, nabrzmiałych chmur, które zjawiły się nie wiadomo skąd, spadały na spękaną ziemię ogromne krople. I właśnie wtedy zrozumiałem na czym polega ofiara. Tylko ta dziewczynka miała prawo, aby tak ją nazywać.
*http://www.politykaglobalna.pl/2009/04/sep-glodujace-dziecko-i-koszmary-reportera/

Komentarze

  1. Polecam Ci film o tzw. "Bang Bang Club" do którego należał Kevin

    http://www.filmweb.pl/film/Bractwo+Bang+Bang-2010-473891

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

czego chcą

Miłość w czasach rozpaczy